Czuję się jak połączenie Fridy Kahlo i Williama Szekspira
Nie wiem, jak to się stało, że ostatni wpis był w marcu... Ale skoro tak wyszło, to nic i tak na to nie poradzę. W każdym razie wracam (mam nadzieję, że będę zaglądać tu częściej z nowym wpisem).
Wczoraj był niezwykły dzień.
Obudziłam się, otworzyłam oczy i w głowie pojawił się tytuł sztuki.
Ba, nie byle jakiej sztuki.
Miałaby to być pantomima. Tytuł wieczorem uległ minimalnej zmianie z "na" na "z". Wiem, wiem, nic wam to nie mówi i jeszcze pewnie przez jakiś czas nie powie.
Tytuł jest dwuznaczny. I dobrze. Chwytliwy, moim zdaniem. Sądzę, że nawet od dnia wczorajszego historia teatru polskiego, w tym przede wszystkim teatru pantomimy zostanie napisana na nowo, z włączeniem mnie do repertuaru.
Co prawda pisanie scenariuszy dla pantomimy muszę opanować.... Nigdy jeszcze czegoś takiego nie pisałam, więc na razie piszę intuicyjnie. Ale widzę sceny. Układa mi się fabuła. To będzie dzieło na miarę XXI wieku.
Pozwoliłam sobie część pomysłów opowiedzieć dziadkowi na spacerze. Był pod wrażeniem. Nawet sam rzucił pomysłem i ładnie go już wkomponowałam.
Dawno nic tak nie rosło w moich oczach, a raczej w wyobraźni.
Siadłam, zaczęłam pisać i wciąż nowe pomysły dochodziły, inne się modyfikowały. Ostatecznie mam chyba 16 scen, które mniej lub bardziej się ze sobą łączą. Dwie główne pary, które są dla siebie kontrą.
Poczułam się, jak Szekspir (bo on jakiś zawsze sztandarowy jest, choć nie wiem czy pisał pantomimy...). Ale pewnie też zachwycał się, gdy to, co tworzył rosło, porywało jego serce i wiedział, że to jest ważne i potrzebne.
Co do Fridy. Ostatnio kupiłam sobie czarne, rozszerzane, materiałowe spodnie w kwiaty (ORSAY), do tego ubrałam ciemne buty na obcasie, czarny t-shirt. I tak sobie myślę, a ubiorę czerwoną marynarkę (co prawda ma trochę inny kolor niż są kwiaty). Patrzę w lustro i stwierdzam, że pomimo tego lekkiego zgryzu, jest nieźle. Ba! Genialnie. I tak mi się te kolory, kwiaty skojarzyły z Fridą, artystką, malarką, kobietą niezwykłą.
Więc od wczoraj jestem Fridą Szekspir ;)
Wczoraj był niezwykły dzień.
Obudziłam się, otworzyłam oczy i w głowie pojawił się tytuł sztuki.
Ba, nie byle jakiej sztuki.
Miałaby to być pantomima. Tytuł wieczorem uległ minimalnej zmianie z "na" na "z". Wiem, wiem, nic wam to nie mówi i jeszcze pewnie przez jakiś czas nie powie.
Tytuł jest dwuznaczny. I dobrze. Chwytliwy, moim zdaniem. Sądzę, że nawet od dnia wczorajszego historia teatru polskiego, w tym przede wszystkim teatru pantomimy zostanie napisana na nowo, z włączeniem mnie do repertuaru.
Co prawda pisanie scenariuszy dla pantomimy muszę opanować.... Nigdy jeszcze czegoś takiego nie pisałam, więc na razie piszę intuicyjnie. Ale widzę sceny. Układa mi się fabuła. To będzie dzieło na miarę XXI wieku.
Pozwoliłam sobie część pomysłów opowiedzieć dziadkowi na spacerze. Był pod wrażeniem. Nawet sam rzucił pomysłem i ładnie go już wkomponowałam.
Dawno nic tak nie rosło w moich oczach, a raczej w wyobraźni.
Siadłam, zaczęłam pisać i wciąż nowe pomysły dochodziły, inne się modyfikowały. Ostatecznie mam chyba 16 scen, które mniej lub bardziej się ze sobą łączą. Dwie główne pary, które są dla siebie kontrą.
Poczułam się, jak Szekspir (bo on jakiś zawsze sztandarowy jest, choć nie wiem czy pisał pantomimy...). Ale pewnie też zachwycał się, gdy to, co tworzył rosło, porywało jego serce i wiedział, że to jest ważne i potrzebne.
Co do Fridy. Ostatnio kupiłam sobie czarne, rozszerzane, materiałowe spodnie w kwiaty (ORSAY), do tego ubrałam ciemne buty na obcasie, czarny t-shirt. I tak sobie myślę, a ubiorę czerwoną marynarkę (co prawda ma trochę inny kolor niż są kwiaty). Patrzę w lustro i stwierdzam, że pomimo tego lekkiego zgryzu, jest nieźle. Ba! Genialnie. I tak mi się te kolory, kwiaty skojarzyły z Fridą, artystką, malarką, kobietą niezwykłą.
Więc od wczoraj jestem Fridą Szekspir ;)
Pixabay |
Komentarze
Prześlij komentarz