Dlaczego warto się przełamywać?
Ile razy mamy ochotę coś zrobić, powiedzieć, a ciągle nas coś blokuje?
Mijamy kogoś na ulicy, spotykamy kogoś w tramwaju, pociągu, gdziekolwiek i już zbieramy się na odwagę, a potem puff i nic z tego nie wychodzi. Bo się wycofujemy jeszcze szybciej. W głowie pojawia się tysiąc myśli, typu: głupie, nie dam rady, bez sensu, wyjdę na idiotę... itp.
Ostatnio miałam dość zabawną sytuację. Idąc na spotkanie z koleżanką przystanęłam przy witrynie księgarni. Nagle słyszę głos obok: - Przepraszam, możesz mi polecić może jakąś księgarnie albo antykwariat z wyższej półki? - koło mnie stał ok. 30-letni mężczyzna. Naprawdę mi zaimponował, a przy okazji rozśmieszył swoim pytaniem w duchu. Pogadaliśmy chwilę, a potem każde poszło w swoją stronę. Gratuluję mu odwagi. Bo wiem, jak trudno jest do kogoś zagadać. Jeszcze pal sześć, gdy chcemy wiedzieć jak gdzieś dojść, spytać o numer tramwaju, czy o godzinę.
Ale zagadać, ot tak. To nie jest łatwe.
Dzisiaj za to ja się wykazałam odwagą po ponad 1,5 godzinnej walce samej z sobą. Jechałam pociągiem, w wagonie bezprzedziałowym, obok mnie siedział też około 30-latek, choć trudno mi oceniać wiek. Zrobił na mnie miłe wrażenie. I tak siedzimy i każde milczy. Zauważyłam, że ma "Forbsa". W duchu sobie myślę, że zapytam czy mogę poczytać. Pytanie zadałam prawie na przedostatniej stacji........... A zadając je czułam się prawie jak na egzaminie. Uśmiechnął się, zgodził się, podał. Poczytałam, oddałam. Zagadał :) Całkiem sympatyczna rozmowa się wywiązała.
To mi tylko pokazało, że warto się przełamywać. Nawet, gdyby skończyło się na wymianie uśmiechu i oddaniu magazynu to też byłoby ok, bo spróbowałam. A nawet jakby nie wyszło z tego nic, to i tak byłoby ok, bo spróbowałam.
Życzę Wam dzisiaj odwagi.
Pixabay
Mijamy kogoś na ulicy, spotykamy kogoś w tramwaju, pociągu, gdziekolwiek i już zbieramy się na odwagę, a potem puff i nic z tego nie wychodzi. Bo się wycofujemy jeszcze szybciej. W głowie pojawia się tysiąc myśli, typu: głupie, nie dam rady, bez sensu, wyjdę na idiotę... itp.
Ostatnio miałam dość zabawną sytuację. Idąc na spotkanie z koleżanką przystanęłam przy witrynie księgarni. Nagle słyszę głos obok: - Przepraszam, możesz mi polecić może jakąś księgarnie albo antykwariat z wyższej półki? - koło mnie stał ok. 30-letni mężczyzna. Naprawdę mi zaimponował, a przy okazji rozśmieszył swoim pytaniem w duchu. Pogadaliśmy chwilę, a potem każde poszło w swoją stronę. Gratuluję mu odwagi. Bo wiem, jak trudno jest do kogoś zagadać. Jeszcze pal sześć, gdy chcemy wiedzieć jak gdzieś dojść, spytać o numer tramwaju, czy o godzinę.
Ale zagadać, ot tak. To nie jest łatwe.
Dzisiaj za to ja się wykazałam odwagą po ponad 1,5 godzinnej walce samej z sobą. Jechałam pociągiem, w wagonie bezprzedziałowym, obok mnie siedział też około 30-latek, choć trudno mi oceniać wiek. Zrobił na mnie miłe wrażenie. I tak siedzimy i każde milczy. Zauważyłam, że ma "Forbsa". W duchu sobie myślę, że zapytam czy mogę poczytać. Pytanie zadałam prawie na przedostatniej stacji........... A zadając je czułam się prawie jak na egzaminie. Uśmiechnął się, zgodził się, podał. Poczytałam, oddałam. Zagadał :) Całkiem sympatyczna rozmowa się wywiązała.
To mi tylko pokazało, że warto się przełamywać. Nawet, gdyby skończyło się na wymianie uśmiechu i oddaniu magazynu to też byłoby ok, bo spróbowałam. A nawet jakby nie wyszło z tego nic, to i tak byłoby ok, bo spróbowałam.
Życzę Wam dzisiaj odwagi.
Pixabay
Komentarze
Prześlij komentarz